Wszystko co musisz wiedzieć :)

9 października 2016

" - Nie oszukuj się. Nikt nic nie widzi"

Lubię polskie kino. To smutne, szare, jesienne będące ciągle w "zaduszkowym nastroju psychicznym". (i nie, nie dlatego, że jestem smętem, ale dlatego, że musiałabym już kompletnie skapcanieć, żeby lubić polskie komedie). Tym samym jako również człowiek, który lubi posadzić swoje cztery litery na rasowym kinowym fotelu poszłam obejrzeć "Ostatnią Rodzinę". Po wyjściu długo nie mogłam się zdecydować czy mi się finalnie podobało na 3 czy na 7 w dziesięciostopniowej skali. Po kolei jednak i techniczno - emcojonalnie na sprawę patrząc:

1. Film rozgrywa się na przestrzeni 30 lat i sprawia wrażenie zbitki wydarzeń. I  zupełnie nie było powodu, aby robić to inaczej - bo to jest historia o tym, co dzieje się między ludźmi a nie o tym co dzieję się na osi czasu na przestrzeni wyżej wspomnianych 30 lat. Co wciąż nie jest dla mnie powodem, aby traktować ten film inaczej niż psychodramę z silniejszym rysem dokumentalnym niż fabularnym. Dla mnie jeśli sporą część filmu stanowią sceny odwzorowane z materiałów, które Beksiński Starszy sam za życia nakręcił, to jest to dokument. Poza tym trudno uznać za dobrą fabułę sceny, w których Zdzisław walczy z problemami gastrycznymi, a przed Tomaszem jego łóżkowa koleżanka chowa się do łazienki na 3 dni (wtf?).

2. I tak przez prawie 2h podglądamy (co zresztą jest dość zawstydzające) rodzinę Beksińskich w małym, klaustrofobicznym warszawskim mieszkaniu. Rodzina złożona ze Zdzisława (Andrzej Seweryn) sprawiającego wrażenie wysuszonego emocjonalnie narcyza, Tomasza (Dawid Ogrodnik)  - który jak mówią twórcy, ale ciągle nie wiem czy im wierzyć - stanowi kontrast dla Zdzisława i nosi w sobie rys osobowości borderline oraz Zosi (Aleksandra Konieczna), która jest jedynym spoiwem tej rodziny, choć też ma w sobie ciągły niepokój i zgryzotę (ale trudno jej się dziwić).

Najbardziej charakterystyczną postacią jest Tomasz, który przez pierwszą część filmu sprawia wrażenie nie tyle ekscentryka co osoby z dysfunkcjami psychoruchowymi począwszy, na ogromnej wadzie wymowy skończywszy. I nic mnie tak nie doprowadzało podczas seansu do szału jak Dawid Ogrodnik w roli Tomasza, który przez pierwszą część filmu głównie sapie i się ślini. Nie dziwię się zupełnie, że fani audycji radiowych Tomasza mają ambiwalentny stosunek do postaci, którą stworzył Ogrodnik. Po mojemu ekscentryzm to jednak trochę więcej.

Natomiast Zosia jest urzekająca we wszystkich próbach rozmów i komunikacji z pozostałymi członkami rodziny, choć dla mnie to do niej najbardziej pasuje hasło, które Zdzisław miał zawieszone w pracowni: "Nie oszukuj się. Nikt nic nie widzi".

3. Na milion punktów zasługuje soundtrack - wiadomo.
4. Na dwa miliony sztabek złota zasługuje scenografia i światło. Im bliżej końca tym ciemniej, więc dość apokaliptyczny klimat unoszący się od początku filmu zaczyna nabierać kształtu.
5. Na kolejny milion punktów zasługuje trailer i plakat - lubię widzieć, że coś od początku do końca zostało przemyślane i jest zaplanowane w detalach.
6. Jestem zdania, że bardziej niż o konkretnej rodzinie jest to film o śmierci, o szukaniu tożsamości i o tym jak każdy z nas lepiej lub gorzej, ale na pewno na swój sposób próbuje sobie poradzić z życiem i jego trudnościami.

Finalnie na dziesięciostopniowej skali jestem bliżej siódemki, bo jeśli nie mogę się zdecydować i "jestem jak rozdarta sosna" - to o czymś to świadczy, prawda?

Kurtyna.