Wszystko co musisz wiedzieć :)

25 lutego 2013

"always sticking emotions in things that have no emotions"

" - Dzień dobry, co podać?
 - Kajzerkę poproszę i mleko może jeszcze i kawę, ale tę zieloną, bo mówię Pani ta niebieska taka  lura, że nikt mi w domu tego pić nie chce.
- Mnie smakuje! 13,40!"

"- Dobrze, że jesteś. Weź te zaległe faktury wystaw i zanieś do Jadzi.
- Mam dwa pytania
- Ale szybko, bo jestem jedną nogą na ulicy już. 
- Na kiedy? I kim jest Jadzia?
- Na za godzinę. Jadzia to ta dziewczyna co to sama w kącie siedzi i tak dziwnie mruczy jak mówi "dziękuję"
- Chyba warczy.
- Wolę myśleć, że mruczy."

"- Idę do domu, będę sobie dzisiaj sklejać ikebanę z koleżankami i popijać drinki z palemką.
- Znalazłabyś sobie jakieś normalne hobby w końcu!
- Jak w zeszłym tygodniu chodziłam na spotkania anonimowych fascynatów wierszy międzywojennych wydawanych po węgiersku, to też Ci się nie podobało!
- Dom posprzątaj, syf tu taki, że przejść nie można"

"- A wczoraj oglądałem wiadomości i podobno znowu to wszystko wina Tuska
- A co konkretnie?
- Nie wiem, tak dokładnie nie słyszałem. Właściwie to żona rano coś mówiła, ale................"I tak dalej i tak dalej i tak dalej.

Słowa, słowa, słowa chciałoby się rzec. Nie wiem ile człowiek przeciętnie słów słyszy w ciągu dnia (swoich lub cudzych), ale lwia część z nich sama w sobie nic nie znaczy. Są jednak takie wyrazy czy zwroty, które działają na nas gorzej niż źle i powinny dostać nagrodę słowotwórczej Złotej Maliny. I nie mówię tu o wiodących prym zbitkach liter składających się na "śmierć", "głód", "bezrobocie", czy "teściowa od jutra mieszka z nami". Umówmy się, że bez odpowiedniego kontekstu sytuacyjno - społecznego te akurat słowo-zwroty nie mają znaczenia, ok? 

Ale są inne. Ja przynajmniej znam takie, na dźwięk których mój mózg zaczyna pytać dlaczego dziesięć lat temu nie postanowiłam zostać samotnym, saharyjskim wędrowcem albo chociaż mnichem w buddyjskim klasztorze.

Jakie to słowa?
Dwa.

Pierwsze: Poświęcenie.

Zestawienie "a ja się tak dla Ciebie poświęciłam / poświęciłem" to już jest level hard i sygnał, że na sto procent zaraz zacznie się niekończąca się wyliczanka o tym co się kryje pod "tak" oraz "dla Ciebie". Jestem zdania, że człowiek wytaczający w jakimkolwiek dialogu tak ciężkie działo wyhodował sobie na własny użytek małego pupila, który wizualnie może przypominać a to Małego Głoda, a to - u tych bardziej romantycznych - Serce albo Rozum (to akurat pewnie raczej u miłośników medycyny i racjonalistów), który jednak w momencie wyartykułowania tych słów przestał być pluszakiem z ładnymi oczkami. Stał się monster of the year. Bo narzuca problemy poświęcającego, temu w imię którego było poświęcane. I zostaje Ci albo rozłożyć ręce i powiedzieć, że Twoje poświęcenie to Twój wybór, albo docenić i uciekać chodem nierychliwym acz stanowczym, ewentualnie od razu brać nogi za pas. To jest słowo z którym nie wiadomo co zrobić.

Drugie: Zrobię za Ciebie. Czasem przybiera formę "pomogę Ci".

Słowo-zwrot, który uwielbiają głównie matki dzieci mniejszych i większych. Naturalna tendencja człowieka do lenistwa nie pozwala zaprotestować w przypadku takiej oferty samopomocowej - to z jednej strony, a z drugiej intuicja mówi, że skoro moje koleżanki w przedszkolu już potrafią wiązać buty, a ja jeszcze nie, to coś tu do licha poszło nie tak! Co bardziej uparte maluchy to się zaprą i sobie same  próbują na tych bucikach wiązać supełki, nawet jeśli ich cały obuwniczy arsenał to buty na rzepy i klapki (wszak mama zadbała, żebyś się o byle sznurki nie potykał, czyż nie?). Inne dzieci się nie bronią i dorastają w przekonaniu, że można się nauczyć jeździć na rowerze oglądając Wyścig Pokoju.

Znasz słowa bardziej hamujące rozwój?