Wszystko co musisz wiedzieć :)

18 lutego 2013

The name of the game is...?

"- Ty wiesz, co! Udało mi się dzisiaj zrobić wszystko co planowałem!" - usłyszał podróżujący Pielk i nadstawił ucha i oka. Ucha, żeby potencjalnie dowiedzieć się jak planować, a oka żeby sprawdzić czy przypadkiem współpasażer nie jest odpowiednim kandydatem na Pielko-Męża, bo Pielk już wie z obserwacji i doświadczeń przeróżnych, że sto procent wykonanego planu to - umówmy się: elita ludzkości. Okazało się jednak, że za myślą pana pasażera nie szło już zupełnie nic więcej. Ot, pochwalił się przed kolegą. I z oświadczyn nici, ze ślubu nici, hormony nie buzują, a w ogóle to pewnie mu tam raz wyszło i wielkie halo.

Po pierwotnym oburzeniu, że jednak podróżując pociągiem nie dowiem się jak żyć (swoją drogą od premiera się nie dowiedziałam, od przyjaciół się nie dowiedziałam, od rodziny również, od przypadkowych przechodniów także, to jest to dla mnie wystarczający argument, żeby uznać, że są takie rzeczy, które sama samiusieńka wiem najlepiej) przyszła do mnie - być może prosta, acz pewnie mniej instynktowna - myśl, że: panu się nie udało tylko się nauczył. Z tym, że nie tego jak planować (bo to też żadna filozofia, każdy poradnik dla opornych Ci powie. Nawet ten, który w ogóle nie będzie związany z tym czego w nim szukasz. Chcesz schudnąć? Planuj! Chcesz awansu w pracy? Zaplanuj cel!), ale tego jak się nie przeceniać.

Swego czasu codziennie wieczorem siadałam z kartką i długopisem i zastanawiałam się nad tym co mam do zrobienia następnego dnia. Kartka była formatu A4. Potrafiłam zapisać całą i nawet mi przez myśl nie przeszło, że nie dam rady, bo jutrzejsza doba ma dokładnie tyle samo godzin co ta dziś. Ba, w samym fakcie zapisania jednej strony widziałam nadzieję - wszak zabazgrałam papier tylko jednostronnie! Każdy punkt miał podpunkt, potem jeszcze literki i myślniki, a na koniec priorytetowo na zielono to co nie jest takie superważne, ale chętnie bym zrobiła a na czerwono to co muszę już zrobić, bo dziś nie zdążyłam i przełożyłam na to cholerne jutro. Aaaaaa! I guzik. Podczas planowania, zawsze, ale to zawsze wydawało mi się, że jestem superherosem tyle, że bez fikuśnych rajstopek, światowej sławy i umiejętności latania.

Nie jestem.

Po pięćdziesiątej próbie naprawienia świata za pomocą kolorowej kartki A4 mój plan na jutro ma dziesięć punktów.