Wszystko co musisz wiedzieć :)

30 czerwca 2016

" - Na etapie marzeń mogę chcieć być nawet Stevem Jobsem. Ktoś powie, że to strata czasu, ale to są przynajmniej moje myśli"

Mam tendencję do czytania książek jedna po drugiej, za koleją (a kolejkuje mi się dużo). Sporadycznie zdarza się, że jakaś okładka bardziej domaga się mojej uwagi i wtedy Pielka jak Pielka - idzie i czyta. Tak było i tym razem.

Coś co wpadło mi w ręce to publikacja Marka Kamińskiego o dźwięcznym tytule: "Odkryj, że biegun nosisz w sobie".



Dlaczego możesz chcieć przeczytać?

A bo:

1. Na okładce jest dużo śniegu i widać, że zimno (motyw podstawowy, dla miłośników zmian klimatycznych, gdy za oknem jest milion stopni na plusie).
2. Możesz się czegoś dowiedzieć o świecie i trochę się nad sobą i światem pochylić (osobiście mój ulubiony motyw robienia czegokolwiek).
3. Jak lubisz ustalać jasny cel - to z tą publikacją masz spore szanse na przyjrzenie się po co to robić, jak i dlaczego warto pomyśleć horyzontalnie (motyw dla ultrarozwojowców:))

Książka jest rozmową z podróżnikiem uporządkowaną w postaci kolejnych kroków, których celem jest odkrycie bieguna. I w ogóle nie chodzi tu o biegun w sensie geograficznym, ale bardziej o swój wewnętrzny radar, o coś co Ci mówi, że warto się czymś zająć a coś innego, co nijak się do Ciebie nie przykleja choć inni Ci mówią, że super fajne - zostawić w świętym spokoju. Dodatkowo - i tu element dla miłośników autocoachingu - książka jest też wzbogacona o ćwiczenia umożliwiające refleksję na temat swojego wewnętrza (tak, wiem że nie ma takiego słowa ;)).

Dla mnie do odnotowania kilka ważnych rzeczy:

Po zerowe: Tylko pozornie nic się czasem nie dzieje. Gdyby na świat patrzeć tylko przez pryzmat faktów można by się było zanudzić na śmierć :)

Po pierwsze: Cieszę się, że i Marek Kamiński wprost mówi, że jakość tego co robisz i sens ma dużo większe znaczenie niż to, żeby było po showmeńsku. 

"Nigdy nie było moim marzeniem trafienie do księgi rekordów Guinessa, choć zdaję się, że w niej figuruję, jako pierwszy człowiek, który zdobył w jednym roku dwa bieguny bez wspomagania z zewnątrz. Doświadczenie przekraczania samego siebie i poznawania świata jest dla mnie czymś innym niż połknięciu stu łyżeczek do herbaty jako pierwszy człowiek na Ziemi". 

Po drugie: Możesz polecieć nawet na Księżyc, ale jeśli nie wiesz co chcesz zmienić w życiu, co jest sednem - to będziesz po prostu księżycowym podróżnikiem z tymi samymi problemami co przed lotem.

Po trzecie: Marek Kamiński porusza też temat mądrego wsparcia i szukania rozwiązań. I jest mi to również bardzo bliskie, bo nic mnie tak na świecie nie denerwuje jak nieuzasadnione głaski dla głasków i wzajemne kizianie się. Bardzo mocno natomiast cenię ludzi, którzy potrafią uczciwie rozmawiać, podrzucając tym samym nową perspektywę - bo to zawsze przestrzeń, z którą można coś zrobić. Znalezienie czegoś nowego i odkrycie różnych dróg dojścia jest i dla mnie wartością przez duże W.

Po czwarte: Czasem trzeba się wycofać i nie ma przebacz. Jak zaczęłam łazić po górach (jakkolwiek by mnie nie demotywował fakt, że mam do zrobienia jeszcze 27 szczytów w ramach Korony Gór Polski) to znajduję też motywację do dalszych wędrówek, choć nie wiem czy dam radę a w planach są i dalsze i wyższe góry. Niemniej Korona Gór zachęciła mnie do zadbania o swoje ciało bardziej. Bo mogę gdzieś nie wejść ze strachu, z uwagi na warunki pogodowe, z troski o własne bezpieczeństwo, ale nie pogodziłabym się z faktem, że nie weszłam, bo fizycznie odpada mi kręgosłup, nie mam kondycji, albo zdrowie mi nie pozwala.

Kurtyna.

22 czerwca 2016

" - Po co ćpać, skoro można myśleć?"

Urodziny. Pielka dorasta. Jestem dumna z tego ile fajnych rzeczy zrobiłam w życiu, a ciągle jestem z jednej strony szczylem przed trzydziestką. Niemniej  to dla mnie jeden z dwóch momentów w roku, w których jestem bardziej refleksyjna niż zazwyczaj (już widzę, jak Ci bardziej złośliwi, którzy ze mną trochę poprzebywali przewracają teraz gałkami ocznymi w milczeniu dodając: "z dwudziestu dwóch chyba, dżizas!")

No nic nie poradzę, że lubię myśleć :)

W każdym razie dziś przyszło do mnie kilka rzeczy, jak na sentymenciarza przystało:

1. Truizm: To bardzo miłe, kiedy ktoś o Tobie pomyśli i wiesz, że naprawdę dobrze Ci życzy, acz zawstydzające dla Pielki bardzo. 
2. Ważne rzeczy nie dzieją się w dniu urodzin - dzieją się między nimi. Przyjemnie poczuć wspierającą obecność innych - nawet jak są daleko.
3. Pomimo wszystko cieszę się, że moje tegoroczne urodziny wyglądały inaczej niż poprzednie. Choć każde wspominam z łezką w oku, bo nie byłabym sobą ;)
4. Od zawsze mam starczą mentalność i od zawsze wyglądam jak świeża dwudziestka. To całkiem ciekawy kontrast dla tego co mam w głowie. Zawsze mam minimum dwie perspektywy patrzenia :)
4. Coraz częściej w urodziny rodzą się nowe pomysły i coraz rzadziej w związku z tym, jest to dzień nostalgicznego grzebania sobie w bebechach - i tu możesz być dumny, bo dużo pracy włożyłam w to, żeby patrzeć dalej, szerzej i na przyszłość. Coraz mniej rzeczy znajduje się dla mnie w obszarze "nie do zrobienia never", a coraz więcej ma znamiona myślenia projektowego :)

Jedne z najbliższych mi życzeń z dziś - z uwagi na przekierowanie mojej uwagi na ogólną wdzięczność do kosmosu, że mam jak mam, oraz z uwagi na autorską twórczość -  brzmiały - "Życzę Ci tylko miłości!!! Bo wszystko inne - mądrość życiową, ambicje, funfli, zawód życia, urodę i pasję - już masz". 

Czego i ja Wam dziś życzę.
Możecie mnie jeszcze przez chwilę pocałować w starcze czoło :)

I to na tyle słodkości, kurwasz! :)

8 czerwca 2016

„- Idę w góry - bo są.”

Jako że dwie miłości we mnie są silne ostatnio: do gór i do filmów dokumentalnych to tak się złożyło, że festiwal filmów podróżniczych National Geographic pozwolił mi na połączenie jednego z drugim. Do wyboru miałam film "Dwoje na K2" i jeszcze jeden o szybowcach (to trzecia miłość - przestrzeń i wiatr), ale jako że nie udało się dotrzeć na wszystko to o tym ostatnim nie opowiem. Ha!



"Dwoje na K2" to taki dokument, który zostaje z Tobą na długo. Jest rdzenny i surowy. Nikt tam niczego nie udziwnia, nie obrabia, nie bierze różowej kredki, żeby Ci pomalować szarą rzeczywistość. Jest to natomiast historia o trudach wspinaczki, o śniegu, błocie, zimnie i wysokości, ale też i o lojalności - otwarte pozostaje pytanie gdzie zaczyna a gdzie kończy się lojalność. Z uwagi na fakt, że główni bohaterowie Gerlinde i Ralph w momencie kręcenia filmu byli parą wspinaczkową i parą 4 life - lojalność w sytuacji zagrożenia życia to zupełnie nowe pole do rozkmin ;) 

Film może nie być łatwy w odbiorze dla osób, które nie lubią braku narracji. Choć z drugiej strony możesz poczuć się jak rasowy alpinista, bo po prostu idziesz z tymi ludźmi i ostrzysz raki, a nie tylko słuchasz ich opowieści.

Moje refleksje z seansu opierają się na dwóch filarach. Raz, że w górach poznajesz prawdę o człowieku, o tym gdzie są jego granice lojalności, miłości, przyjaźni. Gdzie i kiedy moje ja jest ważniejsze i jak to pogodzić z - konieczną przecież - współpracą w zespole, wsparciem fizycznym i psychicznym. Bo umówmy się, że jak dwa miesiące idziesz w jedną stronę pod pion to mądre wsparcie to sztuka a nie takie tam pitu pitu. Trzeba umieć. 

Dwa, że jak zestawię punkt pierwszy z mądrym przygotowaniem i ułożeniem wyprawy w projekt to teoretycznie mogę zwiększyć szanse powodzenia. Jestem co prawda niecierpliwa, jeszcze nie ogarnęłam Korony Gór Polski, ale mam w głowie myśl, że warto myśleć dalej. Zmienia mi się skala marzeń :) Z drobnych i w zasięgu do takich, że się sama boję co mogę robić i jakie próby podjąć. Mam olbrzymi głód zmian.

PS. Zrób dziś komuś przyjemność, ludzie się fajnie cieszą z drobnych rzeczy :)