Wszystko co musisz wiedzieć :)

4 marca 2013

"Umówmy się, że wszystko co teraz widzisz jest naprawdę"

Taką nietypową propozycję złożył mi Wojciech Smarzowski ustami głównego bohatera "Małżowiny". Ok, myślę i zaczynam się rozglądać. W pierwszych minutach filmu jednak okazuje się, że pewne są tylko trzy rzeczy.

Po pierwsze: jestem w kinie (bo siedzę w fotelu, obok mężczyzna, który z czasem okazuje się być koneserem libacyjnego humoru, wszak najbardziej śmieszą go wszystkie postimprezowe sceny, w których zamiennie się rzyga i siedzi na klopie. Po mojej drugiej stronie koleżanka - współtowarzyszka seansu, której dla odmiany nic nie śmieszy. Za mną rząd ludzi gapiących się bardziej bądź mniej refleksyjnie w ekran. Ustalenie pierwsze trafne - kino!).

Po drugie: Na ekranie widzę M., który jest mężczyzną o dość dekadenckim wyglądzie w powyciąganym czarnym swetrze. I który chyba nie lubi spodni, bo nosi je niezwykle rzadko, a cała jego garderoba to właśnie ów sweter, t-shirt - czarny, a jakże! oraz płaszcz, pewnie dla kontrastu - (ta, biały - chciałbyś!) - szary! M. postanowił mi pokazać swoje nowe mieszkanie, bo właśnie mi powiedział, że zostawił swój stary dom i wymyślił sobie następny. No cóż. Można by stwierdzić, że wymyślanie to nie jest najwybitniej rozwinięta umiejętność u M. Wpuszcza mnie do mieszkania w którym dekorator wnętrz o artystycznym usposobieniu nie mógłby wiele zrobić. Jedna umywalka, jeden balkon, jedno łóżko, jeden stół, jedna szafa z lustrem. I jedna siekiera, ale za to za szafą. Wszystko jest odrapane, brudne, wczesnogierkowskie i trochę klaustrofobiczne. Mam poczucie, że to miejsce pasuje do M. i przekonanie, że stąd się nie wychodzi. Ustalenie drugie trafne - poznałam smutasa.

Po trzecie: M. jest pisarzem z dorobkiem. Ma na koncie jedną książką o dzieciństwie. Takie podobno najłatwiej pisać, bo każdy miał dzieciństwo. Pracuje nad drugą.

No to rzeczy pewne mamy ustalone. Potem już niczego nie jestem pewna, ale skoro umówiłam się, że wszystko jest naprawdę to staram się słowa dotrzymać. Ale z każdą minutą coraz mniej wiem co widzę. Chyba przestałam być w kinie! Cholera! Chyba jestem w teatrze! Chłoptaś o szczeniackim poczuciu humoru i kobieta obok to żaden dowód na moje położenie. Do teatru też chodzą ludzie. No i M. mówi do mnie prozą, która w większości zmieściłaby się na kilku stronach maszynopisu. Na dodatek wcale nie jestem z M. za pan brat. Właśnie się zorientowałam, że go podglądam okiem jednej kamery. To dlatego widzę tylko jeden kawalersko umeblowany pokój i długi korytarz. Trochę się wstydzę.

"- Ty, a o czym będzie Twoja nowa książka?
- O życiu.
- No, ale to co w niej będzie?
- Wszystko. Krew, pot, morderstwo, sex.
- Ty, ale to nie za ciężki temat?"

Zaczynam podejrzewać, że M. szuka inspiracji do swojej nowej książki, że jeszcze nic nie wie, ale za nic na świecie nie da po sobie tego poznać, bo przecież ma wyobraźnię. Jestem więc w wymyślonym domu, w którym odbywają się liczne spotkania towarzyskie, pijackie imprezy, maszyna do pisania ciągle chodzi, choć ani jedna kartka nie została zapisana w całości. Jestem w domu, którego mieszkaniec podgląda swoich sąsiadów przez judasza w drzwiach. Dlaczego do licha nie robi tego przez okno? (Niemniej, to poniekąd usprawiedliwia moje podglądanie M. i włażenie mu w prywatność z buciorami. Jest wszak tak zajęty, że nie ma szans, żeby mnie zauważył i wyrzucił jedynymi - poza balkonowymi - drzwiami, które ma).

Podejrzewam w związku z tym, że w takim układzie jestem obserwatorem świata M. I to tym razem jest jedyna rzecz, którą widzę naprawdę. Bo już nie wiem, czy sąsiadów wymyślił, czy to oni go inspirują. Ale widzę, że ma wyobraźnię i że jego praca twórcza to krew, pot, łzy i alkohol.

Taki to jest właśnie film, w którym wszystko raczej podejrzewasz niż wiesz i raczej przeczuwasz niż rozumiesz. Jednocześnie jest to obraz, który warto obejrzeć, choćby dlatego, żeby zobaczyć, że Muniek Staszczyk od 1998 r. nie zmienia się nawet w zakresie ilości włosów na głowie, a Marcin Świetlicki swoim cyniczno - ujmującym głosem bardzo dobrze tworzy alternatywny świat, który może Cię trochę uwierać, będzie Ci ciasno, zimno, czasem niewygodnie, ale warto tam zagościć. Kiedy ostatnio spędziłeś w obcym miejscu 64 minuty?

Jeśli Samrzowski, będzie się z Tobą chciał umówić na to samo co ze mną i mu przytakniesz to będzie Ci trudniej, bo nie utrzymasz się trzymając się kurczowo rzeczywistości.