Wszystko co musisz wiedzieć :)

6 stycznia 2014

"Ciemne sprawy najlepiej załatwiać po ciemku"

Na drugą część Hobbita w reżyserii Petera Jacksona szłam sobie radośnie. Złośliwi mówią, że byłabym mniej entuzjastyczna gdybym obejrzała część pierwszą. Niemniej ani przy pierwszej odsłonie, ani przy drugiej - nie sądziłam, że można zrobić tyle godzin filmu o wyprawie krasnoludów do smoka i generalnie o tym, że się idzie. Można.

Założyłam zatem śmieszne okulary do filmów w 3D (że niby lepsza jakość czy coś - po mojemu to z moją wadą wzroku można mieć całe życie w 3D. Kto widział jak chodzę bez okularów - ten wie) i wyruszyłam z trzynastoosobową kampanią krasnoludów - na wyprawę. Tomasz Raczek napisał ostatnio, że film sprzyja popularnym gustom i że przeznaczony jest raczej dla tych, którzy chcą być jak jeleń na rykowisku i, że to produkcja raczej z tych kolorowych i ślicznych. Nie jestem znawcą kina, krytykiem filmowym i nie mam nawet pół jeleniowatego kopytka w sobie, ale na moje oko średnio na  jedno ujęcie łączki i słoneczka przypada ze dwadzieścia z pająkami, orkami - krótko mówiąc wszędzie jest ciemno jak w (czas na zabawę w ramach dbania o kulturę języka polskiego i ogólnospołeczną kreatywność - wpisz dowolne słowo, które nie zaczyna się na d. :)).

Film jest osadzony w cudownej stylistyce baśniowej, zatem zarówno pod kątem kostiumów jak i aktorstwa oglądałam go z dużą przyjemnością. Bo to jest film, który ma generować trzy razy więcej wszystkiego (no, nie bez kozery jest trylogią!). Więcej zabawy, więcej efektów specjalnych, trzy razy więcej szans na pójście do kina,  nawet wątek miłosny toczy się w trójkącie. (A ile trójkąt ma boków - TRZY! :D). Czyste kino rozrywkowe zrobione z jako takim rozmysłem (choć, kto wie - może i tu trzeba go było trzy razy więcej) cieszy oko.

Pod kątem gry aktorskiej i ogólnego rysu głównych bohaterów zostałam kilkukrotnie ucieszona, choć odnoszę wrażenie, że ostatecznie równowaga we wszechświecie została zachowana. Poza postacią Smauga, żadna się jakoś szczególnie nie wyróżniała. Smaug był władczy, inspirujący i - co tu dużo kryć - cudownie zanimowany, Thranduil pięknie wyniosły, Tauriel kobieco zadziorna, a Legolas żaden, choć przeczytałam dziś piękne acz delikatniejsze określenie, że był po prostu: "suchy jak kokosowe wióry". Też ładne :)

Krótko mówiąc film jest ciemny, baśniowy, momentami wydłużony, rozbudowany cyfrowo i kończy się w najlepszym momencie. Ale to wciąż dobra zabawa.

Watch it or not?

PS. Uśmiechnijcie się do monitora - patrzcie co mam :)