Witam,
zanim zabrałam się do pisania bloga
przejrzałam kilka innych i nawet natknęłam się na informacje z
cyklu „co zrobić, żeby nie zanudzać na wstępie”, „jak
zatrzymać czytelnika na dłużej”, czy też – wersja dla
leniwych - „blog od kuchni na szybko”, chociaż nie pamiętam już
czy ten ostatni nie był po prostu o studenckich kulinariach w wersji
instant.
Jednak wstępnie z sieciowego
research'u wyszło mi tyle, że ten wpis powinno zaczynać jakieś
lotne motto, które pozwoliłoby Wam zapamiętać, że ja to ja i że
extra-klawo-czadowy jest sam fakt, że nastukałam w klawiaturę
kilka zdań. Koledzy marketingowcy pewnie będą zawiedzeni, ale
żadne lotne motto mi nie przyszło do głowy (cóż, od jakiegoś
czasu podejrzewam, że mój mózg (prawdopodobnie zresztą ludzki w
ogóle) to wcale nie jest ferrari z turbodoładowaniem, które
ogarnia każdą drogę jaką przyjdzie mu przemierzyć, nawet jeśli
jest to mongolska autostrada (i tu informacja na przekór tym, co to
sobie tak lubią z rana ponarzekać czy to hobbystycznie czy ku
podtrzymaniu rodzimej kultury narzekaczej – znalazłam kiedyś
ranking 50 najgorszych dróg na świecie, i nie ma tam Polski, nie ma
jej zresztą nawet w pierwszej dwudziestce)). Wracając jednak do
mózgu to jak wspomniałam kilka linijek wyżej nie jest to
najwspanialszy wynalazek ludzkości, a że ja się od tej ludzkości
zasadniczo przesadnie nie różnię, to i nie mam w głowie
czerwonego, klimatyzowanego jumbo jeta, ale normalnie jak większość
– trabanta czy inną wołgę. Ci mniej rozwinięci ewolucyjnie to
pewnie mają furmankę. Nawiasem: moja wrodzona złośliwość właśnie mi
podpowiedziała, żebym uważała, aby nie być jak Wiadomo - Jaki - Samolot, z Wiadomo - Jakiej - Katastrofy i się nie roztrzaskać o brzozę
z Wiadomo - Jakiego - Kraju.
Niemniej motta nie będzie. A co
będzie? To zależy od tego jak się będziemy dogadywać. Nie tyle
ja z Wami, co ja ze sobą. Z pewnością nie będzie wszystkiego, bo
nie znam się na wszystkim i mam ku temu powody, do których nie
należą ani brak czasu, ani brak chęci, ani nawet brak
ultraszybkich neuronów między jednym uchem a drugim.
Czuję, że zaczął mi się pisaczy
okres. Przypuszczam, że dość dawno, pewnie byłam wtedy
pacholęciem. A długo, długo potem uznałam, że to całkiem
przyjemnie tak sobie usiąść, poknuć i coś napisać.
Welcome into the jungle!